sobota, 20 października 2012

Ultimatum

Nie chcę zajmować tego miejsca niepotrzebnie. 
Po prostu zbędna jest tu kolejna dziewczyna, która nie potrafi walczyć o swoje marzenia.
Odezwę się 1 listopada, jeśli w końcu coś schudnę.
Jeśli nie, to nie zawitam tu już nigdy.
Do zobaczenia, mam nadzieję.





środa, 17 października 2012

Parental control

Mam ich dość. Moi rodzice na wszystko związane ze mną wyjebali się już dawno, tylko na naukę nie mogą. 
Już setki razy udowadniali, że mają wszystko gdzieś. Wracałam do domu pijana w trzy dupy i udawali, że nic nie widzą. Mówiłam im, że chciałabym zasnąć i już nigdy się nie obudzić, a oni zmieniali temat. Mama wiedziała, co znaczy czerwona bransoletka, gdy jeszcze ją nosiłam. Koledzy robili z mojego pokoju izbę wytrzeźwień, przewracali się na schodach, głośno bełkocząc, ale rodzice nie komentowali. Siedząc naprzeciwko taty podczas obiadu, wyrzucałam jedzenie do kosza stojącego pod stołem, a on uparcie tam nie patrzył. Byli tak kurewsko świadomi wszystkiego, ale zawsze udawali, że nic nie zauważają. Po co sobie utrudniać życie? Śmiać mi się chce. Macie w dupie absolutnie wszystko inne, ale wystarczy, że powiem, że źle napisałam sprawdzian i już robicie dramat.

Mam problem z obiadami. Zjem, to co zaplanowałam, a potem otwieram lodówkę i wszystkie kuchenne szafki po kolei z tą dręczącą myślą "coś jeszcze bym zjadła". Śniadania pierwsze i drugie są zawsze bez zarzutu, kolacje zwykle też, ale po obiedzie zawsze muszę dojebać jakimś serkiem light, kromką razowego chleba, jabłkiem. Zdrowo, ale przez takie pierdoły przekraczam potem limit. W ten sposób dziś wyszło mi 1250 kcal, a przede mną jeszcze osiem godzin nauki i ciężko będzie wytrzymać je bez jedzenia. No trudno, ale na pewno nie przekroczę dziś 1500 kcal - ta liczba już nie wygląda za ładnie.


wtorek, 16 października 2012

One day she can just collapse, she can't avoid it


Mniej śpię, mniej jem, mniej wychodzę z domu.
Więcej się uczę, więcej ćwiczę, więcej płaczę.
Zdecydowanie nie lubię zmian.

6:00 - płatki Zdrowy Błonnik z mlekiem 0 %
9:00 - jabłko
15:00 - zupa kalafiorowa, dwa paluszki rybne, serek wiejski
19:00 - jogurt naturalny z otrębami 110
razem: 810 kcal.




niedziela, 14 października 2012

Fall down seven times, stand up eight

Możesz przegrać wiele bitew, by na końcu wygrać wojnę.
Czasem wystarczy iskra, nie musisz igrać z ogniem.
Czasem wystarczy wytrwać, nie od razu chwytasz formę.
Pytasz skąd wiem? Skąd? Bo na co dzień mam ten problem!
 
Chciałam usunąć bloga, ale przeczytałam kilka Waszych nowych notek i zmieniłam zdanie. Dziękuję.



wtorek, 9 października 2012

Najważniejsze jest podejście, a dzisiaj mam złe

Nie wiem, co się dzisiaj ze mną działo, ale miałam OGROMNY apetyt i ochotę na serek wiejski. Chociaż sam serek nie zawinił, zjebałam dopiero Froopem na kolację, bo jego ilość węgli jest przerażająca... Brrr.

Mijają dwa lata od czasu jak się odchudzam. Chyba powinnam była już coś osiągnąć? No, ale po co, przecież czekolada jest taka smaczna.
 


poniedziałek, 8 października 2012

"Każdy walczył, choć to głupie i nie wyszło czasem"

Na początku była to baaardzo długa notka, wyjaśniająca, dlaczego wśród moich ambicji jest znalezienie się w szpitalu. Ale chyba tylko zmarnowałam czas, bo to było mega kontrowersyjne, a ja nie chcę, żeby ktoś pomyślał "ma 16 lat i wydaje jej się, że niby kim jest?". Zostańmy więc dziś tylko przy bilansie ;)

Pytałyście mnie o kalkulator kalorii - jest TUTAJ.


niedziela, 7 października 2012

Najpierw będą się z Ciebie śmiać, potem zapytają, jak to zrobiłaś

Dzisiejszy dzień, tak jak obiecałam, był lepszy. 
Może dzięki babci, która przyszła na obiad jak co drugą niedzielę i wypaliła "Ona znowu się odchudza? Haha, ciekawe do kiedy tym razem?". Wtedy włączyła się mama, mówiąc, że na moje odchudzanie nie warto zwracać uwagę, bo i tak za kilka dni zobaczy mnie z czekoladą. Pośmiały się trochę, a mi od razu odechciało się ciasta, leżącego na stole. Dzięki. Jeszcze Wam pokażę, jak to "nie warto zwracać uwagę". Obiecuję Wam obu, że w ciągu kolejnych sześciu miesięcy odwiedzicie mnie w szpitalu. 


Dużo tych węgli...

sobota, 6 października 2012

"Ile jeszcze wcieleń masz, aby odbić się od dna?"

Właśnie skończyłam się uczyć. 
Tak, w SOBOTĘ skończyłam się uczyć o godzinie 22. 
Oprócz obowiązkowych przedmiotów na maturze chcę zdać jeszcze sześć innych, dlatego muszę zacząć dobrze pierwszą klasę, żeby później przychodziło mi to łatwiej, bo mam problemy z koncentracją. Właśnie przez nią moja nauka zawsze wyglądała mniej więcej tak: "Cechami eposu homeryckiego był heksometr oraz... zjadłabym coś słodkiego... ciekawe co tak pachnie z kuchni...".
W ten sposób szósty dzień mojego Idealnego Października, a zarazem szósty dzień diety South Beach był pierwszym, kiedy zjadłam cztery idealnie zdrowe posiłki, a każdy z nich co trzy godziny z dokładnością co do minuty. Po prostu z nudów co chwila patrzyłam na zegarek i odliczałam, kiedy mogę w końcu coś zjeść. Do tego wypiłam miliony herbat i wyżułam tyle samo gum. Tylko, że kalorycznie było dziś zdecydowanie za dużo. 1570. Ok, trudno. Jutro też jest dzień. 

+ Zważyłam się dziś. Z tych obrzydliwych poniedziałkowych 61,7 kg zrobiło się już nieco mniej obrzydliwe 59,1 kg. Do końca października powinnam zejść do 54, jeśli będę jadła 1000 kcal dziennie. Może wtedy nie będę już miała torsji, patrząc w lustro? 



piątek, 5 października 2012

Idealny Październik

Po wylaniu frustracji w ostatniej notce jestem chyba gotowa napisać coś sensownego. 

Po pierwsze - JESTEM GRUBA.
Nie użalam się nad sobą, tylko stwierdzam fakt. Doprowadziłam się znów do tego żałosnego stanu z marca, więc właściwie to nic przez ten czas nie osiągnęłam - uwsteczniłam się tylko o kilka miesięcy. No kurwa brawo. A byłam taka pewna, że jak zobaczę wagę poniżej 55 kg, to już nigdy jej znów nie przekroczę.

Po drugie - NIGDY WIĘCEJ. 
Diety cud są do dupy. Swoją drogą naprawdę zadziwiam samą siebie, że dopiero po dwóch latach (które miną za kilka dni) od początku mojego odchudzania odkryłam tak oczywisty fakt.

Po trzecie - NOWY POCZĄTEK NUMER 456789.
Uwielbiam to, że październik zaczyna się w poniedziałki. 
Postawiłam sobie ultimatum - albo przetrwam ten miesiąc bez zawalenia albo napiszę pożegnalną notkę (i tym razem ją tu zamieszczę, bo swego czasu szablonów pożegnalnych notek miałam dużo), gdzie przyznam się do porażki i już nigdy nie wrócę na bloga, na forum, nigdzie. Usunę cały folder "ED" z laptopa, wyrzucę dietowe zeszyty i syf typu Sudafed, który został mi jeszcze z zeszłorocznych wakacji. A ja nie chcę tego robić. Biorąc pod uwagę mój wiek, mogę powiedzieć, że najzwyczajniej się na tym wychowałam i nie umiałabym z tego zrezygnować. 
Październik ogłaszam moim miesiącem bez zawalania, miesiącem diety South Beach, miesiącem, w którym wszystko wróci na swoje miejsce. 
Mam za sobą pięć udanych dni i wytrzymam kolejnych 26.
Powoli, bez paniki i nic na siłę.
Nie spieszy mi się.


czwartek, 4 października 2012

Nalej, przyznaj się do błędu

 Głupia, gruba dziwka. 
Głupia, gruba dziwka.
Głupia, gruba dziwka.
 Głupia, gruba dziwka. 
Głupia, gruba dziwka.
Głupia, gruba dziwka.
 Głupia, gruba dziwka. 
Głupia, gruba dziwka.
Głupia, gruba dziwka.